To ja zmajstrowałam dzieciaka,
to ja spraszam sobie nieznajomą dziewczynę z brzuchem do mieszkania
i myślę, że będzie wspaniale? Nie, nie ja. To mój braciszek. Na
co on liczył? Jakiś gość podobno odebrał jej telefon. Wczoraj
przyszedł i mi się żalił. Szczerze? Jakoś mnie to nie zdziwiło.
Widać, że ta laska jest sprytna. Owinie sobie takiego Ramosa wokół
palca, mówiąc mu, że dziecko jest jego i na boku będzie miała
faceta. Czemu nie? Wygodnie. Oczywiście szkoda mi Sergio, ale to
jego życie. Niech robi z nim co mu się żywnie podoba. A ja? Ja w
tym momencie mam ochotę iść na imprezę. Tak! Iść na imprezę i
odreagować... Alba! Gdzie do jasnej cholery jest Alba? Siedzi tu jak
jest niepotrzebna, a tak to...
Siedziałam przy barze i bawiłam się
słomką, zatopioną w moim drinku. Kończyłam już go. Gdzie jest
Blondi? Nudzę się tu sama.
- Jestem! - pojawiła się
jak na zawołanie. - Przepraszam, że tak długo, ale po drodze
spotkałam kumpelę ze szkoły i się zagadałyśmy. - wyszczerzyła
się.
- Miło. - mruknęłam.
- Ty wiesz kogo ja
zauważyłam, gdy tu wchodziłam?! - pisnęła uradowana.
- Księżniczkę Monako?
- Niee! No coś ty?!
Spójrz tam, patrzą się tu! - wskazała w stronę, gdzie ludzie
podpierali ścianę. Rozpoznałam dwójkę. Rodriguez i Alarcon.
Pierwszy patrzył się tu jak jakieś wygłodniałe zwierze, a drugi
się głupkowato uśmiechał, na dodatek z taką pogardą. No cóż...
Wtedy też jest nawet pociągający. - To co, mam iść dalej
bajerować Isco? - zaczęła poprawiać swoje włosy.
- Nie, dziś nie... -
uśmiechnęłam się chytrze do niej. - Zajmiesz się Jese. -
poruszyłam brwiami.
- Ale jak to? - zapytała
już z mniejszym entuzjazmem. - Mówiłaś...
- Dużo rzeczy mówiłam.
- przewróciłam oczami na znak, że ma już do niego iść.
- A ty co będziesz robić?
- zapytała.
- Ponudzę się. - bez
zająknienia wstała i pomaszerowała w ich stronę. Po chwili już
stała pomiędzy piłkarzami i zalotnie uśmiechała się do Jese.
Zaśmiałam się pod nosem i z powrotem zajęłam się swoim
drinkiem. Teraz chwilka... Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...
- Sprawia ci to
przyjemność, że ona tańczy tak jak jej zagrasz? - usłyszałam
obok siebie. Na to liczyłam, że tu przyjdzie.
- Jaka niespodzianka,
Isco. - uśmiechnęłam się do niego. - Wiesz, może trochę tak. -
zaśmiałam się. - Czasem mi się nudzi, więc lubię sobie znaleźć
zabawkę.
- Wiesz, współczuję
ci...
- Mi? - zdziwiłam się. -
Dlaczego akurat mi i czego mi współczujesz?
- Twojego podłego
charakteru.
- Oj przestań pieprzyć,
Alarcon. - przewróciłam oczami. Dj postanowił zmienić piosenkę i
z głośnika popłynął remix, który lubię. Jednym łykiem
dokończyłam swojego drinka. - Uwielbiam ten kawałek. Chodź
zatańczyć. - wstałam i bez czekana na jego reakcję, pociągnęłam
go za sobą na parkiet.
- Co ty kombinujesz Ramos,
co? - zaśmiał się idąc za mną.
- A co ja mogę
kombinować? - udałam niewinątko i puściłam do niego oczko,
zaczynając bujać się w rytm muzyki.
Obudziłam się i uniosłam
głowę do góry, ale szybką ją opuściłam z powrotem na poduszkę.
Jęknęłam, gdy poczułam ten okropny i dobrze mi już znany ból
głowy. Lekko podniosłam powieki. Poduszka? Biała pościel? Beżowe
ściany? Gdzie-ja-jestem?! Jak-się-tu-znalazłam?! Wczoraj! Co było
wczoraj? Był Isco. Taniec... Potem wiem, że wróciliśmy do baru i
zamówiliśmy kolejne drinki. Rozmawialiśmy. Co prawda, bez wrednych
powiedzonek z obu stron się nie obeszło, ale całkiem w porządku
prowadzi się z nim konwersacje. Można by rzec, że odnajdujemy się
wspólnie w każdym temacie. Okay! Stwierdzam drugie podejście.
Głowę po woli unoszę do góry i odkręcam lekko. Stop. Moje oczy
widzą samego pana Alarcona we własnej osobie, opartego o framugę
drzwi do pokoju, a na jego twarzy widniał głupkowaty i trochę
wredny uśmieszek.
- Masz tabletkę i wodę.
- wskazał na szafkę nocną, stojącą obok łóżka. Wysunęłam
się i wtedy zauważyłam, że jestem tylko w samej swojej bieliźnie.
Otworzyłam szeroko oczy i nasunęłam na siebie kołdrę. - Alarcon,
gdzie jest moja sukienka i dlaczego...
- Sama ją z siebie
zrzuciłaś. - kiwną głową i palcem wskazał na czarny materiał,
leżący na podłodze, który jeszcze wczoraj miałam na sobie.
- Co proszę? - prawie
zakrztusiłam się, popijając tabletkę wodą.
- To może w skrócie? -
zaproponował i westchnął. - Za dużo wypiłaś, a z racji, że
Jese urwał się gdzieś z twoją przyjaciółką, więc nie mogłem
cię tam tak pozostawić na pastwę losu. Nie wiedziałam gdzie cię
odstawić, więc trafiłaś do mnie. Gdy wprowadziłem cię do
pokoju, powiedziałaś, że jest ci gorąco i masz ochotę popływać.
- zaśmiał się. - Ledwo trzymałaś się na nogach, więc pomogłem
ci miękko wylądować na łóżku.
- I nic...? - nadal
patrzyłam na niego pytająco.
- Prócz buziaka w czoło
na dobranoc, nic.
- Buziak w czoło na
dobranoc? - zakpiłam. - Człowieku, miałeś na talerzu pijaną,
bezbronną i napaloną dziewczynę i nic?! Co z ciebie za facet?
- Najwyraźniej taki,
który szanuje kobiety?
- Nie filozofuj Alarcon,
okay? Ja jestem ciekawa gdzie Alba szlajała się z Jese.
- Tego gdzie łazili to
nie wiem, ale znając Rodrugueza to wycieczkę zakończyli na
sypialni w jego mieszkaniu. - zaśmiał się pod nosem.
- Choć tyle dla niej... -
mruknęłam.
- Ale Rodriguez jest też
z tego znany, że gdy tylko panna otworzy oczy, wyprasza ją za
drzwi, a ty się ciesz, bo masz lepiej.
- W sensie? - popatrzyłam
pytająco na napastnika.
- Nie wystawię cię za
drzwi, a zaproszę na śniadanie. Ubierz się i chodź. - kiwnął
głową i wyszedł z pokoju.
Wyszłam za nim, ale
wcześniej stanęłam przed jego szafą i wyjęłam jasnoniebieski
T-shirt. Gdy mnie zobaczył, najpierw pokręcił głową, a później
dodał, że zapomniał powiedzieć o tym bym się rozgościła, ale
sama dobrze sobie to uświadomiłam.
Lubię drażnić ludzi, ale
jeszcze bardziej lubię gdy moje nozdrza drażni zapach męskich
perfum, na przykład takich których używa Isco.
Wróciłam do swojego
mieszkania, wzięłam prysznic i się przebrałam. Posiedziałam
chwilę przed telewizorem, przeglądnęłam internet i stwierdziłam,
że nie mam co robić. Muszę się jakoś rozerwać. Może pójdę
pograć bratu ma nerwach? To chyba najlepsze ze wszystkich możliwych
rozwiązań.
Tak więc wsiadłam do samochodu i
obrałam kierunek na apartamentowiec mego kochanego, starszego
braciszka. Zaparkowałam w podziemnym parkingu i weszłam do windy,
która zawiozła mnie na wybrane piętro. Stanęłam przy drzwiach,
prowadzących do mieszkania Sergio i nacisnęłam na dzwonek. A z
resztą na cholerę ja to robię?! Nacisnęłam na klamkę i jak
huragan weszłam do środka. W korytarzu o mało co nie potknęłam
się o jakąś walizkę, a gdy weszłam do dużego pokoju, dosłownie
mnie zamurowało.
- Lita? - usłyszałam. On
też był nieźle zaskoczony.
- Hej Lita. - z łazienki
wyszedł Sergio. Spojrzałam wymownie na niego.
- Co do jasnej cholery, w
twoim mieszkaniu robi Jese?! - otworzyłam szeroko oczy.
- A to takie dziwne? -
zdziwił się mój brat. - Gramy razem w klubie, jesteśmy kolegami,
a poza tym Maya okazała się jego kuzynką. - mówił spokojnie.
Aha! Czyli ta jego larwa to niejaka Maya?!
- Fajnie! - zawołałam. -
Więc gdzie ją macie? - najpierw spojrzałam na Sergio, a później
na skrzydłowego.
- Wyszła do sklepu,
ale... - zaciął się młodszy Hiszpan, ciągle na mnie patrząc.
- Ale co? - mruknęłam. -
Alarcon ci jeszcze nie doniósł, że jestem siostrą Sergio? -
spojrzałam na niego z politowaniem, a on pokręcił głową.
- Widzę, że nie muszę
was sobie już przedstawiać, bo się znacie, chociaż nie wiem skąd.
I nie wiem też skąd znasz się z Isco - spojrzał na mnie. - I
chyba wolę nie wiedzieć, znając ciebie... - westchnął.
- No i nie pytaj... Radzę
sobie sama, bo zanim byś mnie z nimi zapoznał sam... - machnęłam
ręką. - Chyba jednak będę się już zmywać. - dodałam.
- Nie zaczekasz na Mayę?
- zapytał Ramos.
- Jakoś mi się
odechciało. Znając życie, będę miała ją jeszcze okazję
poznać, a teraz żegnam się panowie - pomachałam im i odwróciłam
się na pięcie. Miło... Mój braciszek chce się związać z
kuzynką... Jak to ja go określiłam za pierwszym razem? Goryl!
Czyli chce się zaopiekować kuzynką goryla... Yhmmm. Martwię się
o niego, bo nie wiem co z tego wyjdzie...
Co zrobić żeby się
odstresować? Pójść na zakupy. Tak, więc prosto z mieszkania
Sergio pojechałam do ogromnego centrum handlowego.
***
Tak, powtarzam, uwielbiam wredną Litę!
Tak, powtarzam, uwielbiam wredną Litę!
I ładnie proszę o komentarze ^^
Isco! :D Rozdział bardzo mi się podoba :) Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńJa też kocham wredną Litę! *.*
OdpowiedzUsuńIsco jest taki uroczy!!! Awwww<3
Czekam na więcej!
Świetny rozdział, uwielbiam Litę w takim takim wydaniu, ale mam nadzieję, że coś zmieni się już niedługo na lepsze. Iscoooo <3 Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńOjć, przepraszam,że przespałam tyle rozdziałów. Lita jest niesamowita, takiej pyskatej laki jeszcze nie widziałam. Sergio zachowuje się natomiast bardzo dziwnie nie pytając o nic zaprasza laskę do swojego domu! A jak to nie jego dziecko?!!! Czek na kolejny i informuj mnie nadal :)
OdpowiedzUsuńAle fajne to zdjęcie *....*
OdpowiedzUsuńA no ja też lubię wredną Litę :D
No i Maya, ja wiedziałam, że to będzie ona ;p
Zrobiłaś z Jese przygłupa, no wiesz ! :D
Isco, Ramos - moje przystojniaki kochane <3
O tak! To się nazywa prawdziwy podły charakter! Lita jest niemożliwa. Jednak zaskoczył mnie Isco. Zachował się na serio cudownie zabierając pijaną siostrę Ramosa do siebie. Gdyby nie on to pewnie, by gorzej skończyła. Sytuacja komplikuje się. Maya to kuzynka Jese, którego Lita okłamała. Jak ja ją uwielbiam! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuń