KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Dokładnie pamiętam ten czas, kiedy poznałem Carmelitę Ramos.
To było takie wkurzające, wredne, małe, irytujące, cwane ale...
Straciłem wtedy dla niej całkowicie głowę. Później stało się,
to co się stało, czyli poszedłem do niej i przespałem się z nią.
Myślałem, że uda mi się ujarzmić złośnicę, ale w zamian za to
- wyjechała z powrotem do Włoch! Jak się dowiedziałem? Byłem na
treningu, kolejny dzień nieobecny, bo gdy dzwoniłem do Lity, ta nie
odbierała. Dziwne. Wtedy pojawił się Ramos, lekko nabuzowany.
Pamiętam jak Arbeloa zapytał się go, dlaczego taki jest. Ten wtedy
powiedział, że Lita wyjechała z powrotem do Mediolanu. Dzień
później już w słuchawce telefonu słyszałem, że numer nie
istnieje. Czyli go zmieniła. W tym momencie jej w ogóle nie
rozumiałem. Wyjechała, dlaczego?
Stałem
na murawie z chłopakami i czekaliśmy aż pojawi się Ancelotti.
Śmiałem się z Jese, który lamentował, jak przed każdą randką
z Albą. Czasem to było męczące, no ale... Taki już jego urok. W
końcu pojawił się trener ze swoją trenerską świtą.
-
Wszyscy? Żaden się nie obija w szatni? - zapytał. Był dziś w
dobrym humorze, to trzeba było przyznać.
-
Trenerze, posłusznie melduję, że nie ma Ramosa - zaśmiał się
Marcelo.
-
Sergio dziś nie będzie - powiedział uśmiechnięty Iker. - Od rana
siedzi na porodówce z Mayą - dorzucił.
-
Dokładnie od piątej rano! - dorzucił kuzyn dziewczyny Lobo.
-
O, to pępkowe się za niedługo szykuje! - Angel klasnął radośnie
w dłonie.
-
A może tak żebym nie słyszał? - zaśmiał się trener. - Ramosowi
jeszcze będziecie gratulować, a teraz zaczynamy okrążenia!
Biegusiem! - zawołał, a my posłusznie ruszyliśmy truchtem po
liniach boiska.
Właśnie wychodziłam z nowo
otwartego sklepu Prady w centrum miasta, kiedy usłyszałam, że z
mojej torebki słychać dzwonek mojej komórki. Westchnęłam ciężko
i wszystkie kolorowe torby z zakupami przełożyłam na jedno ramię,
wygrzebałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił mój
brat. Nacisnęłam na zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon
do ucha.
- No co tam, Sergio? -
mruknęłam.
- Carmelita, mam córkę!
- wykrzyczał do słuchawki. - Rozumiesz?! Mam córkę! - krzyczał
uradowany.
- Super, a jak się obie
czują? - zapytałam obojętnie.
- Wszystko jest dobrze.
Maya odpoczywa, rodziła siedem godzin, a Victoria jest prześliczna!
Musisz przyjechać i ją zobaczyć, naprawdę!
- To już nawet macie dla
niej imię? - zdziwiłam się. - Wiesz jak ja kocham dzieci...
- Victoria Paqui Ramos
Casares! Tak czy siak przyjedziesz, bo zostaniesz jej matką
chrzestną!
- Pięknie... CO?! Ja jej
matką chrzestną?! Sergio, chyba coś cię boli!
- Nie masz nic do gadania,
Carme! Już postanowione! Przyjeżdżasz do Madrytu, czy tego chcesz
czy nie. - dorzucił. - A teraz muszę kończyć, bo pasuje zadzwonić
do rodziców i chłopaków.
- I ogłosić na Twitterze
całemu światu, że już zostałeś ojcem? - zakpiłam.
- Między innymi. Do
zobaczenia, Lita! - powiedział i się rozłączył. On chyba
postradał zmysły, naprawdę!
Dużego wyboru nie miałam,
kiedy dwa dni później dowiedziałam się, że mam już zabukowane
bilety lotnicze. Z wielką niechęcią się spakowałam, pożegnałam
z ciotką i ruszyłam na lotnisko. Nie dosyć, że pogoda podzielała
mój humor, to jeszcze okazało się, że lot będzie opóźniony.
Siedziałam w hali odpraw i grzecznie czekałam na ten nieszczęsny
samolot. Moim kolejnym pechem było to, że obok przysiadł się
młody chłopak, który próbował na mnie swoje tanie chwyty na
podryw, a wszystkie plastikowe krzesełka były już pozajmowane...
Albo go ignorowałam albo odgryzałam się, a ten nadal nic sobie z
tego nie robił. Był twardy, tylko szkoda, że bez żadnych, nawet
najmniejszych szans na cokolwiek.
Po długich męczarniach z tym
kolesiem, w końcu mogliśmy już kierować się na pokład samolotu.
Na szczęście miał miejsce daleko ode mnie. Odetchnęłam z ulgą,
nałożyłam słuchawki na uszy i zaczęłam drzemać. Tylko żeby
przeżyć te kilka dni w Madrycie, potem wracam, dalej znów będę
musiała przyjechać na chrzciny, a później zapewne spotkam ją
dopiero na jakichś świętach albo pierwszych urodzinach.
Złapałam taksówkę i
podałam adres swojego dawnego, madryckiego mieszkania. Na miejscu
rzuciłam torbę na kanapę i poszłam do łazienki. Chciałam wziąć
prysznic, później się przebrać i wyjść na miasto. Zapaliłam w
łazience światło i weszłam do środka. Nagle coś dziwnego we
mnie uderzyło. Wspomnienia. Gdy całkowałam się z Isco, gdy
zamknęłam mu te drzwi przed nosem, a później wciągnęłam tu za
sobą. Mam tylko nadzieję, że go przez te kilka dni nie zobaczę,
bo będzie jeszcze gorzej!
Wyszłam z mieszkania i
skierowałam się do centrum handlowego - zakupy, jak to potrafi
odprężyć człowieka! Ledwo przekroczyłam próg jednego sklepu
i... ODWRÓT! ODWRÓT! ODWRÓT!!! Miałam ochotę się schować!
Spanikowałam i zanim zdążyłam zrobić w tył zwrot to...
- Lita?! - usłyszałam i
stwierdziłam, że już po mnie. Zacisnęłam mocno zęby i
wypuściłam powietrze z płuc. Odwróciłam się, nakładając na
twarz lekki uśmiech, a on już stał przede mną.
- Cześć, Isco! -
zawołałam. - Jak miło cię widzieć - mruknęłam, udając, że
niezmiernie się cieszę.
- A ty jak zwykle milutka
- zaśmiał się i pocałował mój policzek, a ja aż przymknęłam
powieki. Niech ode mnie odjedzie! Niby dlaczego wyjechałam? Żeby
zacząć go mieć daleko w czterech literkach! - Twój przyjazd
zapewne wiąże się z narodzinami bratanicy?
- Tak jakby - przewróciłam
oczami. - A ty co tu robisz?
- Zapewne to samo co ty,
robię zakupy - zauważył. - Lita, możemy pogadać na spokojnie? -
przymrużył powieki.
- O czym? - zdziwiłam
się.
- Może o tym co się
stało przed twoim wyjazdem? - zapytał, a ja poczułam jak uderza we
mnie fala gorąca. Myśl Lita jak się z tego wyplątać!
- Czyli tak jak myślałam,
nie mamy o czym rozmawiać, Isco - powiedziałam pewnie.
- Carmelita, czyli według
ciebie, w twoim mieszkaniu nic nie miało miejsca?
- Miało, ale zapomnij o
tym, jasne Alarcon? - przewróciłam oczami. - Do zobaczenia nigdy -
warknęłam i ruszyłam dalej przed siebie, ale ten złapał mnie za
nadgarstek i obrócił do siebie. - Mam zacząć piszczeć? -
zmierzyłam go wzrokiem. Ten kretyn poruszył brwiami i po chwili już
czułam jego usta na swoich. Dlaczego on musiał być taki obłędny
gdy całował? Odwzajemniłam pocałunek, ale gdy przestał... Po
prostu oberwał w policzek! Niech sobie nie myśli, że na jego
głupie gierki, mi mięknął kolana. Chociaż tak właśnie było...
Teraz już odeszłam definitywnie, a on tam został, na szczęście.
Następnego dnia
leniuchowałam ile mogłam, bo wieczorem wyszłam z Albą i Jese do
klubu. Podobno zrodziła się pomiędzy nimi wielka miłość, czy
coś... Myślałam, że uduszę na miejscu Rodrigueza, gdy wspominał
o Isco, ale przeżyłam. Gdy wróciłam do domu, od razu położyłam
się spać.
Po obiedzie, chińszczyźnie,
którą zamówiłam sobie do mieszkania, postanowiłam wziąć
prysznic i się przebrać. W końcu musiałam iść i zobaczyć
dziecko mojego brata! Ubrałam jeansy, koszulkę z podobizną
Beatelsów i skórzaną kurtkę. Zabrałam swoja torbę i wielkiego,
białego miśka, którego wczoraj kupiłam dla Victorii.
Stanęłam przed drzwiami
mieszkania mojego brata i zapukałam. Po chwili otworzył mi Sergio i
szeroko się uśmiechnął.
- Jesteś! - poruszył
brwiami. - Cieszę się, naprawdę! - wpuścił mnie do środka.
- To dobrze! - zaśmiałam
się. - Masz - podałam mu przytulankę. - Tak, żebym nie wyszła na
wyrodną ciotkę.
- I tak nią będziesz -
zażartował Lobo, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - Oj no żartuję -
zaśmiał się i wtedy mocno mnie przytulił. - Wejdź. Mała jest w
łóżeczku w salonie, a ja pójdę po Mayę. Drzemie w sypialni. -
powiedział, kładąc przytulankę na komodzie. Zniknął w małym
korytarzu, a ja niepewnie weszłam w głąb salonu. Faktycznie, stało
w nim jasne łóżeczko, obłożone białymi poduchami i kocykami.
Podeszłam bliżej i zajrzałam do środka. Pomiędzy tymi
poduszeczkami i materiałem leżała mała istotka. Mała, śpiąca
dziewczynka. Była nieziemsko podobna do mojego brata. Przykucnęłam,
opierając się o ramę łóżeczka. Wpatrzyłam się w tą
kruszynkę, jak delikatnie oddycha. Po chwili zaczęła ziewać, a ja
się uśmiechnęłam. Otworzyła oczka. Miała je takie duże i
brązowe! W tym momencie poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Sama kilka lat temu mogłam mieć taki mały skarb. Wystarczyło, że
zobaczyłam ją, a wszystko sobie przypomniałam.
- Siostra, poznaj Mayę -
usłyszałam głos Sergio. Wstałam, ocierając policzek i spojrzałam
na nich. Obok Ramosa stała wysoka szatynka, a ja po prostu stałam i
patrzyłam się na nią. Znałam ją. Wtedy powiedziała, że we mnie
wierzy, że wszystko będzie dobrze. Uwierzyłam, ale z tym, że
jednak jej więcej nie zobaczę.
***
Taka niespodzianka po dwóch dniach xd
Taka niespodzianka po dwóch dniach xd
Przed nami tylko jeszcze jeden rozdział i epilog!
Dziś Gran Derbi! Czekamy!
Sergio tatusiem! Awwwww....*.*
OdpowiedzUsuńLita wreszcie poznała Mayę, którą już kiedyś poznała! :)
Nie chce końca!
Wredna jesteś, wiesz? :P
Czekam na więcej!
To to jest ta Maya? Ekstra!
OdpowiedzUsuńAjć, czemu Lita jest taka uparta? Wróciłaby do Madrytu i byłoby lepiej.
Córeczka Ramosa! *.* Jak słodko!
Czekam na następny! Pozdrawiam :D
PS. Nie tylko ty czekasz na Gran Derbi. Ja też! ^^
Nie mogę się doczekać następnego :) Chce się już dowiedzieć jak potoczy się dalsza akcja z Mayą, no i oczywiście Isco :D
OdpowiedzUsuńuparciuch z tej Lity -.- przyznałaby się w koncu, że go kocha a nie udaje i bawi sie w gierki. Przyznaję, że końcówka mocno mnie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńO! Jak miło, że Sergio narodziła się córka! Dziwne, że matką chrzestną zostanie Lita. Oby nie dziecinka nie była taka wredna, jak ona. Końcówka bardzo ciekawa. Teraz wiadomo, kim jest ta Maya! Zastanawia mnie fakt, kiedy Lita zrozumie, że kocha Isco i przestanie go dopychać. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńRamosik tatusiem *..* plus 100 do seksowności :D
OdpowiedzUsuńNo ale Lita mnie drażni.. Niech się przyzna do tego co czuje i będzie pięknie <3
Szkoda, że jeszcze tylko rozdział i epilog bo bardzo polubiłam to opowiadanie. Jest cudowne <3 Ramos, serioooo, o jejkuuu. Mam nadzieję, że Lita się zmieni, bo widać, że 'czuje miętę' do Isco. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńSądzę, że Isco nie odpuści, skoro teraz ma Litę w Madrycie ;) Co do jej spotkania z Mayą, ciekawa jestem, jak ono dalej się potoczy.
OdpowiedzUsuń