piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 2

  Zbudziło mnie nieznośne i uporczywe dobijanie się do moich drzwi. Nudzi się komuś czy co? Nie otwieram to śpię albo mnie nie ma! Cała nakryłam się kołdrą. Niech się dzieje co chce, ja śpię, bo mam kaca i boli mnie głowa. Pukanie umilkło, więc odetchnęłam i spokojnie zamknęłam oczy. Bzzzzz. Bzzzzz. Boruczało na szafce. Jęknęłam i z furią sięgnęłam po telefon. Jeżeli to Alba, to ją...  
   - Sergio? - zdziwiłam się. - Słucham? - odebrałam. 
   - Wiem, że jesteś w mieszkaniu, więc otwórz. - powiedział. 
   - Mam nadzieję, że to coś ważnego. - mruknęłam, odkładając telefon i powoli zwlekając się z łóżka. W dresach, w których spałam, podreptałam do drzwi i przekręciłam zamek. Od razu drzwi się otworzyły i do mieszkania wszedł mój starszy brat. Weszłam do kuchni, wyjmując dwie szklanki i butelkę zimnej wody. Rozlałam ją i jedną szklankę postawiłam przed Sergio, który usadowił się przy wysepce. 
   - Nieźle wczoraj zabalowałaś, widać. - zauważył, gdy praktycznie jednym chłystem wypiłam całą zawartość szklanki. 
   - Nie zaprzeczę, ale to chyba nie po to tutaj przyszedłeś. - warknęłam, nalewając sobie wody do szklanki. 
   - Masz rację, nie po to. - westchnął. - Lita, ja zostanę ojcem. - dodał, a ja prawie nie zakrztusiłam się pitym płynem.
   - Co?! - zakaszlałam. - Sergio, braciszku, wiesz, że już w 1350 roku Egipcjanie używali czegoś takiego jak kondom, co prawda w celu ozdobnym, ale już wtedy istniało. Potem mój drogi, powstały latexy, ale to powinieneś już wiedzieć. - mówiłam. - Kupujesz w sklepie lub aptece, zazwyczaj masz przy sobie na imprezach, a później gdy nadarzy się okazja, to zakładasz...
   - Okay, dobra, zrozumiałem. - przewrócił oczami. - Ale czy ty zawsze musisz być taka... Aż za szczera?! I wredna!
   - Wybacz. - usiadłam obok niego, zmieniając ton. - Co to za laska? Znam ją? - pokręcił głową.
   - Kilka miesięcy temu, na jednej z imprez wpadła mi w oko właśnie ona. Spiliśmy się i potem wylądowaliśmy w moim mieszkaniu, w moim łóżku. Później jej w ogólnie nie widziałem, aż do wczorajszego wieczoru, gdy do mnie przyszła i powiedziała, że jest ze mną w ciąży. 
   - Może łże? - zapytałam, tępo wpatrując się w jasny blat wysepki. Wiedziałam, że w tym momencie zmierzył mnie wzrokiem. - No wiesz, w końcu nie jedna laska oddałaby wszystko, by przespać się z takim Sergio Ramosem i potem naciągnąć go na dziecko. 
   - Ona taka nie jest. 
   - Skąd wiesz? Przecież praktycznie jej nie znasz. - upiłam kolejny łyk wody. 
   - Nie wydaje się taka. 
   - Kotku, niektórym facetom wydaje się, że jestem prima baleriną, ale to tylko złudzenie. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Co chcesz z nią zrobić? 
   - Zaproponowałem, żeby ze mną zamieszkała. - powiedział, a ja znów prawie się nie zakrztusiłam. 
   - Ty weź ostrzegaj, jak wiesz, że będziesz walił takimi tekstami. Zaraz utopię się w tej szklance wody. Tak właściwie... Zwariowałeś?! - pisnęłam. - Nie obejrzysz się, a wyniesie ci wszystko z mieszania, zostawiając cię w samych bokserkach, zobaczysz. 
   - Przestań. Czuję się za nią odpowiedzialny, bo w końcu to też moje dziecko. 
   - Duży jesteś - wstałam i poklepałam go po ramieniu. - To twoje życie, Ramos. Rozgość się, a ja pójdę pod prysznic żeby w końcu się obudzić. - minęłam go i weszłam do łazienki. 
    Po odświeżeniu się, w końcu poczułam się normalnie. Jeszcze gorąca kawa i jestem w stu procentach postawiona na nogi. Otworzyłam powoli drzwi od łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. Usłyszałam głos brata. Rozmawiał z kimś przez telefon. 
   - Tu Sergio... Jak się czujesz?... W porządku... Dzwonię, bo chcę ci powiedzieć, że nadal podtrzymuję swoją propozycję, byś zamieszkała ze mną... To mój obowiązek... Nie zostawię cię z tym samą... 
 Podsłuchując tą rozmowę brata, stwierdzam, że do jasnej cholery, on faktycznie przejął się tym, że laska naciągnęła go na brzuch! Może i mówią o mnie, że jestem bez serca i w ogóle bez uczuć, ale to w końcu mój brat i się o niego troszczę. Chyba jedynie moje rodzeństwo wierzy w to, że gdzieś tam mam tą pompkę do tlenu i krwi, która jest znakiem miłości i innych uczuć, które już dawno są przereklamowane.
 Wyszłam z łazienki, owinięta ręcznikiem, przemykając przez krótki korytarz by dostać się do swojego pokoju. Ubrałam bieliznę, cienkie, dresowe spodnie i biały top na ramiączkach. Wróciłam do kuchni, gdzie mój brat właśnie rozłączał połączenie. 
   - I jak tam ta twoja ciężarówka? - zapytałam, stając przed otwartą lodówką.
   - Umówiłem się z nią na jutro, bo dziś w południe mam trening, a później jadę po rodziców na lotnisko. - mówił, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Dziś wracają po swoim weekendzie w Paryżu. Nie wiedziałaś? 
   - Faktycznie. Mama coś mi wspominała, że chcą polecieć z ojcem. 
   - Więc dziś przylatują do Madrytu, a jutro mają lot do Valencii. Przenocują u mnie, więc nie planuj nic na wieczór. Pewnie będą chcieli żebyś przyszła. 
   - Spoko. - wzruszyłam ramionami. - Powiesz im?
   - Na razie chyba nie. Sam muszę się z tym oswoić.
   - Jadłeś coś czy zjesz ze mną? - zapytałam, wyjmując z lodówki paczkę z jajkami. 
   - Skuszę się. - uśmiechnął się. 

  Wieczorem faktycznie wybrałam się do mieszkania Sergio, gdzie byli już rodzice. Na miejscu wysłuchiwałam opowieści z weekendu spędzonego w stolicy Francji. Dostałam też od mamy flakonik drogich i eleganckich perfum. Jak się okazało, miała przy sobie sześć flakoników, trzy damskie i trzy męskie. Jeden podarowała Sergio, drugi mi, a resztę zabiera ze sobą do domu, dla siebie, ojca, Miriam i René. Zaczęła pokazywać mi sukienki i bluzki, które tam zakupiła. Po prostu siedziałam obok, wysłuchując historii, z głową podpartą na łokciu. 
 Gdy z Sergio już wszystko usłyszeliśmy, rodzice zaczęli pokazywać nam zdjęcia. Czyli kolejna godzina spędzona na nudach. Chociaż na niektórych zdjęciach, zostawali uchwyceni całkiem interesujący, przypadkowi mężczyźni, więc było na kim zawiesić swój wzrok. 
 Później zasiedliśmy we czwórkę przed telewizorem. Natrafiliśmy na jakiś dosłowny dramat. Siedziałam, prawie śpiąc. Dwudziestolatka, wychowana w domu dziecka, zachodzi w przypadkową ciążę. Przyjaciółka obchodzi się z nią jak z jajem, aż w końcu dziewczyna sama z siebie dostaje bóli i dostaje się do szpitala. Poroniła. 
 W momencie, gdy mężczyzna w białym kitlu mówi bohaterce, że straciła ciążę, wstałam i wzięłam ze swojej torebki papierosa i zapalniczkę. Wyszłam na balkon i przykucnęłam przy ścianie. Odpaliłam go i zaciągnęłam się. Nie palę nałogowo. Tylko czasem, gdy mam jakiś ważny dylemat, naprawdę coś mnie wkurzy lub... Ta sytuacja była inna. Drugą dłonią podparłam czoło i znów zaciągnęłam się dymem. Ktoś wyszedł za mną. Mama. Przykucnęła obok i położyła dłoń na moim ramieniu. 
   - Skarbie... - zaczęła.
   - Nie mamo, nic nie mów. - odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie. Nie po to by uronić łzę. Po prostu już tego nie potrafiłam. Ostatni raz płakałam po wyjściu ze szpitala. Powiedziałam sobie, że już nigdy więcej. Z żadnego powodu. Żadnego. Nie uroniłam łzy przez mężczyznę, bo zapewne to oni płakali po tym, jak ich czasem traktowałam w Mediolanie. To właśnie po tym wydarzeniu stałam się zimna i oschła. Podobało mi się to. Stałam się panią swojego życia. Mogłam wszystko. To co chciałam - dostawałam, kogo chciałam - miałam. Mój świat i moje życie. Swoimi własnymi kredkami, kolorowałam go jak tylko chciałam, a ołówkiem dorysowywałam osoby, które w nim akceptowałam. Przytuliła mnie, a ja zgasiłam papierosa. Ciężko westchnęłam i podniosłam się. 
   - Wróćmy do środka. - powiedziała cicho mama. 
   - Sergio, możesz zamówić mi taksówkę? - zwróciłam się do brata. 
   - Zbierasz się już? - zapytał. 
   - Jestem już trochę zmęczona. - przewiesiłam swoja torbę przez ramię. 
   - Czekaj. - powiedział i zniknął za drzwiami swojej sypialni. Po chwilce wrócił, ale trzymając coś w dłoni. - I tak nim nie jeżdżę, a może ci się przydać. 
   - Dajesz mi swoje BMW?! - otworzyłam szeroko oczy, spoglądając na znaczek na kluczykach. 
   - Uznajmy, że ci go na razie pożyczam, okay? - zaśmiał się. - Ja i tak ciągle używam Audi, a ten stoi i tylko się kurzy w garażu. 
   - Dzięki brat. - ucałowałam go w policzek. - Dobranoc. - zawołałam do rodziców i wyszłam z mieszkania brata. Zeszłam na podziemny parking i odnalazłam drugi samochód brata. Wsiadłam do niego i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Silnik zaryczał od razu. - No, to, to ja lubię. - mruknęłam z uśmieszkiem i ruszyłam.

   ***
   Pod ostatnim rozdziałem dostałam dobrą i cenną radę co do zapisywania dialogów, ale to opowiadanie mam już w całości napisane i tylko udostępniam. Nie bardzo mam czas na szukanie i zmienianie wszystkiego, ale dziękuję :) 
Nowe rozdziały również na:
i

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 1

  Przemierzałam długi korytarz lotniska, pchając cholernie ciężki wózek ze swoimi rzeczami. Odechciało mi się już mieszkać ze starą i małostkową ciotką w Mediolanie. Wróciłam do Hiszpanii, gdzie mam swoją rodzinę. Postawiłam na stolicę, gdzie mój braciszek żyje sobie jak król. Miał niby po mnie przyjechać, ale go tu nie widzę... René ma swoje życie, a Miriam tym bardziej, więc nic się nie stanie Wilczkowi jeżeli przyjechałby po swoją kochaną, młodszą siostrę.
   - Carmelita! - usłyszałam, ale aż mną wzdrygnęło. Pojawił się przede mną i zaczął mocno ściskać.
   - Jak ja wprost kocham, gdy zwracasz się do mnie pełnym imieniem... - warknęłam. - Sergio, zaraz mnie udusisz. - wydukałam. 
   - Ja się po prostu bardzo cieszę z faktu, że postanowiłaś przylecieć. - uśmiechnął się.
   - A ja się cieszę, że postanowiłeś mnie jednak nie udusić. - odparłam i się wyszczerzyłam.
   - No tak, wybacz, zapomniałem... Zaraziłaś się tą wredotą od ciotki. - westchnął, pchając mój wózek.
   - Wiesz, nie narzekam. - zamyśliłam się. - Przydaje się w życiu. - dodałam, a on tylko zaśmiał się i pokręcił głową.
   - Fajnie, że jesteś. - objął mnie ramieniem i prowadził na parking do swojego samochodu. 

  Brat odwiózł mnie do mojego madryckiego mieszkania, które i tak jakiś rok temu zasponsorowała mi ciotka. Sergio pojechał na trening, a ja, pośród nierozpakowanych walizek, leżałam z zamkniętymi oczami na genialnie wygodnej kanapie. Wtem frontowe drzwi się otworzyły i usłyszałam piskliwy głos farbowanej blondyny. 
   - Litka, kochanie! - wołała. - Jesteś?!
   - Nie, drzwi były otwarte tak same z siebie. - zawołałam, przewracając oczami. Pisnęła, podbiegła do mnie i zaczęła całować w policzki. - Ej, spokojnie. - podniosłam się. Alba, laska, którą poznałam przez przypadek dwa lata temu na jednej z imprez w mediolańskim klubie. Była tam na wakacjach. Przyczepiła się do mnie, twierdząc, że jestem piękna i  w ogóle cudowna, fantastyczna oraz wspaniała, po tym jak zobaczyła, jak spławiłam takiego jednego napaleńca. Łaziła za mną i nie rozumiała żadnej aluzji, że jakoś nie mam na to ochoty. Odetchnęłam gdy skończyło się lato i wyjechała. Jednak rok temu znów się tam pojawiła. Wtedy już się nawet przyzwyczaiłam do jej obecności, szczerej głupoty i naiwności. Teraz podobno jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. No niech jej będzie...
   - Strasznie się cieszę, że w końcu przyleciałaś. - uściskała mnie.
   - Dobra, dobra. Wystarczy mi na dziś tego waszego entuzjazmu z mojego przylotu. - skrzywiłam się. - Wymyśl lepiej do jakiego klubu możemy iść wieczorem. Chcę się zabawić i coś wyrwać. Mam już dość tych szczerzących się ciągle, pedalastych włoskich niby artystów. - mruknęłam.
   - Spokojnie, zabiorę cię do najlepszego klubu w mieście! - klasnęła w dłonie i podskoczyła. Litości...

  Żeby nie wyjść na egoistkę,  przed wyjściem zadzwoniłam do brata i zapytałam czy nie chce iść z nami. Podziękował, bo zostaje w domu i czeka na kilku kolegów. No dobra, więc jestem gotowa i czekam na Albę, która miała przyjechać taksówką.
  Weszłyśmy do głośnego i pełnego klubu. Najpierw podeszłyśmy do baru, gdzie od razu jakiś elegancki czterdziestolatek postawił nam po drinku i porwał naszą Blondi na parkiet. Trzeba by znaleźć sobie jakąś dobrą miejscówkę... Zaczęłam się rozglądać dookoła. Wszystkie stoliki były zajęte. Jednak w jednym, dużym narożniku siedziało tylko dwóch niezłych facetów. Uśmiechnęłam się sama do siebie pod nosem i kiwnęłam do Alby żeby do mnie wróciła.
   - Słuchaj, Joan jest cudowny i bogaty! - piszczała. - Powiedział, że nas zabierze do Paryża na cały weekend. - szczerzyła się. 
   - Tak, żeby nas gwałcić na zmianę pod wieżą Eiffela. - zgasiłam jej entuzjazm. - Słuchaj, znajdziesz sobie innego bogacza, bo na razie mamy misję. - odstawiłam szklankę na bar i wskazałam na dwóch przystojnych chłopaków, rozmawiających i śmiejących się do siebie. - Zajmiesz się tym w białym T-shircie. - wskazałam na jednego. - Ja dziś stawiam na goryla. - uśmiechnęłam się triumfująco.
   - Będą dziś nasi. - wyszczerzyła się Alba. 
 Wzięłam jeszcze jednego drinka i ruszyłyśmy w ich stronę. Moja dzisiejsza zdobycz siedziała przy samej krawędzi, więc przeszłam blisko, bardzo blisko, udając w pewnym momencie, że się potykam i wylałam odrobinę płynu na jego rękawek koszulki. 
   - Jeju, przepraszam! Niezdara ze mnie. - zakryłam dłonią swoją buzię, udając jak to mi jest przykro, a tak naprawdę miałam ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem. Najpierw spojrzał na plamę, później na mnie. 
   - Nic nie szkodzi. Pięknym paniom się wybacza.  - wyszczerzył się. Dopiero teraz, gdy patrzę na nich z bliska, stwierdzam, że gdzieś już ich widziałam. Tylko skąd ja ich kojarzę? 
   - Naprawdę nie jesteś zły? - zatrzepotałam ładnie rzęsami. 
   - Ależ skąd. Może przyłączycie się do nas? To marzenie mieć w towarzystwie dwie tak piękne kobiety. - czarował ciemnooki. 
   - Nie będziemy przeszkadzać? - teraz spojrzałam na jego towarzysza. 
   - Będziemy zaszczyceni, prawda Isco? - zwrócił się do przyjaciela. Isco? Ja już chyba kojarzę z jakiej bajki się urwali... 
   - Oczywiście. - odpowiedział na odczepne. 
   - Zapraszamy. Jestem Jese Rodriguez. - powiedział, a ja wyciągnęłam do niego swoją dłoń, ucałował jej wierzch. - To mój przyjaciel, Francisco. - wskazał na mniej rozrywkowego towarzysza w białym T-shircie. Bingo! Mam was! Piłkarze! Real Madryt, młodziki! Ten był wychowankiem Realu, a drugi przyjezdny! Co jak co, ale wiedzę na temat piłkarzy to ja mam w małym paluszku.
   - Alba Montenegro. - odezwała się Blondi. 
   - Lita... - przerwałam. - Lita García. - uśmiechnęłam się uwodzicielsko. - Więc chłopaki, czym się zajmujecie? - zapytałam, udając że nie wiem. 
   - Gramy zawodowo w piłkę. - odpowiedział Jese, ciągle się we mnie wpatrując. Ehhh, ten mój czar i urok. Lubię gdy faceci tracą dla mnie głowę. - Ostatnio nawet udało mi się wpakować piłkę do bramki i dzięki temu moja drużyna wygrała mecz. - chwalił się.
   - Ty mój bohaterze! - pisnęłam i wtuliłam się w jego ramię. Ukradkiem spojrzałam na Isco. Patrzył na mnie z miną jakby go to wszystko śmieszyło. W tym momencie grałam naiwną i nieporadną dziewczynkę, ale na to wygląda, że Rodriguez się na to naciągnął. Pula punktów dla mnie. - Może pójdę po coś do picia? Muszę zrekompensować ci jakoś tą plamę na koszulce. - powiedziałam i już mnie nie było. Podeszłam do baru. Faktycznie miałam ochotę na coś mocniejszego jeżeli mam się dziś zabawić z Jese. - Dwa piwa. - powiedziałam do barmana. 
   - I dwa razy to samo co koleżanka. - tuż obok mnie, o blat baru oparł się nie kto inny jak nowy piłkarz Królewskich. - Carmelita Ramos, słodka jak karmel, ale zadziorna jak róża, a dziś grająca słodką idiotkę. - zaśmiał się pod nosem. Nie powiem, że mnie tym zaskoczył, ale nie pokazywałam tego. 
   - Jauć! Rozpracowałeś mnie Alarcon. - udałam wystraszoną. - Tak właściwie, skąd wiesz kim jestem? 
   - Bojan to bardzo gadatliwe stworzenie. - odparł. No tak Krkić! Poznałam go w Mediolanie no i oczywiście menda musiała coś o mnie mówić na zgrupowaniach młodej reprezentacji! - Nie martw się, nie było wtedy Jese gdy nam cię pokazywał, ale to nie nie oznacza, że akceptuje to, że owijasz sobie mojego przyjaciela wokół palca. - mówił. 
   - Oj od razu owijam... Zabawić się nie można? Może chcę sprawdzić czy dorówna takiemu El Shaaraway'owi, Bojanowi, Benzemie, Zlatanowi czy Balotelliemu. - przygryzłam dolną wargę. Dobra, bo było złe zagranie. Ze Stephanem trochę kręciłam, ale nie wyszło, choć to zamknięty rozdział nie jest, z Bojanem oboje byliśmy pijani, więc powiedzieliśmy sobie, że zapominamy o tym, a pozostałą dwójkę zmyśliłam. Jakbym przespała się z Karimem, to Sergio pewnie urwałby mu łeb, a o Ibrze i Mario sama nie wiem czemu pomyślałam. Toż to szpetne przecież jest. 
   - Płytka jesteś. - powiedział z uśmieszkiem na ustach, patrząc mi prosto w oczy. Zagotowało się we mnie, ale nie tylko ze złości. Dalej torturował mnie tym swoim cwaniackim spojrzeniem, ale przynajmniej zauważyłam jakie interesujące ma tęczówki. Zaśmiałam się pod nosem, zrobiłam krok i wspięłam się na palcach. 
   - A co kotku? - przygryzłam płatek jego ucha. - Chcesz się przekonać? - szepnęłam i wzięłam do ręki dwa kufle z piwem, które właśnie podał barman. Spojrzałam jeszcze raz na piłkarza i odeszłam, nie odwracając się, ale za to zmysłowo kręcąc tyłkiem. Tak teraz sobie myślę... Chyba uderzyłam nie do tego faceta przy stoliku... No cóż, może być teraz ciekawie.
   - Jese, jesteś piłkarzem. Wytłumacz mi co to jest ten cały spalony. - ładnie poprosiłam. Ten od razu zaczął ustawiać kufle i pokazywać mi na paluszkach i orzeszkach czym jest spalony. Wtuliłam się w jego ramię, ale nie patrzyłam na to co pokazuje, tylko ciągle mu przytakiwałam. Do jasnej cholery, przecież wiem czym on jest. Od najmłodszych lat biegałam z braćmi za piłką. Spojrzałam na przeciwną stronę stolika, gdzie siedział Isco, a obok niego Alba, ciągle się do niego łasząc. Po prostu ją zlewał. Mierzyliśmy się spojrzeniami, jakbyśmy grali w grę 'kto dłużej wytrzyma?' Intrygował mnie.
   W pewnym momencie wyszliśmy na parkiet. Tańczyłam chwilę z Jese, ale on już był tak pijany i napalony, że przyparł mnie do ściany i zaczął całować moja szyję. Niedaleko stał Alarcon i patrzył się na mnie. Ja oddawałam się pieszczotą Hiszpana, ale ze wzrokiem wbitym w jego przyjaciela i cwaniackim uśmiechem. Od tego przeszywającego wzroku Isco, całkowicie odechciało mi się zabawy z Rodriguezem. Po chwili 'dwudziestka trójka' zniknęła z mojego pola widzenia. Zapewne uciekł przed Blondi, która nie odstępowała go na krok. Alba pobiegła za Francisco, a ja odepchnęłam napaleńca. Złapał mnie za rękę. 
   - Spotkamy się jeszcze? - zapytał z pijackimi iskierkami w oku. Nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam za Albą. Wybiegłam za nimi z klubu. Blondynka stała na środku chodnika i się rozglądała. 
   - Kazałaś mi go pilnować, a on mi uciekł. - jęknęła. 
   - Skończ już. - warknęłam. - Wracamy do domu. - dodałam i złapałam dwie taksówki. Wsadziłam ją do jednej, a ja sama pojechałam drugą do swojego mieszkania.

***
No i jedyneczka, w całkiem innym klimacie niż prolog :)
Jak ja lubię taką wredną Litę! ^^

sobota, 15 lutego 2014

Prolog

Wyszła z domu i włączyła muzykę na swoim Ipodzie. Mocniej zasznurowała buty i zaczęła swój poranny jogging. Kiedy znalazła się w parku, oparła nogę o ławkę i rozciągała się. Ławkę dalej zobaczyła płaczącą dziewczynę . Bez zastanowienia podeszła do niej szybkim krokiem.
   - Przepraszam, czy coś się stało? – zapytała i usiadła obok niej.
   - Bo życie jest do bani - usłyszała w pierwszej chwili, zmarszczyła brew. 
   - Dlaczego tak sądzisz? 
   - Straciłam... - zachlipała.
   - Straciłaś, co? 
   - Dziecko – powiedziała ochrypłym głosem i dalej chowała twarz w swoich dłoniach.
Wydawała się bardzo młoda, jak na przyszłą matkę. Ni stąd ni zowąd przytuliła się do niej i dalej płakała.
   - Ile masz lat? – zapytała z ciekawości.
   - Osiemnaście - odpowiedziała i wreszcie spojrzała na nią. Podała jej chusteczkę, a ona wytarła swoją zapłakaną twarz. - Nie oceniaj mnie źle. Wiem, że myślisz, że jestem za młoda na to – dodała cicho, a druga przytaknęła zgodnie z jej myślami. - Tak to jest, kiedy dziecko poczuje trochę luzu i wolności - zaśmiała się gorzko, jakby karciła sama siebie i na nowo się rozpłakała. Szkoda jej było, naprawdę. Pomimo tak młodego wieku, stracić dziecko to straszna trauma na resztę życia.
   - Jak się nazywasz? – zapytała.
   - Carmelita – odpowiedziała cicho – I proszę, nie mów tego nikomu, co ci powiedziałam.
   - Nie ma sprawy. Ja nazywam się Maya.

***
No to startujemy z nowym opowiadaniem :) Nowym i krótkim, bo liczącym prolog + 7 rozdziałów + epilog :)
Tak jak wcześniej zapisałam w zakładce, opowiadanie dedykuję Nataleczce, Inszy oraz Moniice :) 
Koniec rozpisywania się, przede mną dwa mecze do obejrzenia - Barcelona vs Rayo i później Villarreal vs Celta! 
EDIT. GOL w drugiej minucie! ♥ ADRIANO ^^